68 ROCZNICA LIKWIDACJI ODDZIAŁU PARTYZANCKIEGO „WIARUSY” NA POLANIE SURÓWKI

DSC_0015

W drugiej połowie lipca tego roku mija 68 rocznica likwidacji przez organy bezpieczeństwa PRL-u działającego na terenie powiatów nowotarskiego, limanowskiego i myślenickiego Oddziału Partyzanckiego „Wiarusy”. Prowokacja w

wyniku, której doszło do aresztowania członków Oddziału miała miejsce na Polanie Surówki.
Poniżej publikujemy artykuł, którego autorem jest dr Dawid Golik – pracownik naukowy krakowskiego Oddziału IPN. Artykuł powstał na podstawie fragmentów przygotowywanej przez niego pracy pod tytułem Obszar opanowany przez „leśnych”. Działania partyzanckie oraz represje aparatu bezpieczeństwa na terenie Ochotnicy w latach 1945-1956. Dziękuję autorowi za udostępnienie tekstu do publikacji na naszej stronie internetowej.
Po „Ogniu” był „Mściciel”… oddział partyzancki „Wiarusy” i jego rozbicie
Genezy oddziału „Wiarusy” należy szukać bezpośrednio w Zgrupowaniu Partyzanckim „Błyskawica”. Wraz ze śmiercią Józefa Kurasia „Ognia” 22 lutego 1947 r. całe zgrupowanie przestało istnieć, a duża część „ogniowców” skorzystała z amnestii. W lesie pozostał jednak trzon operującej w rejonie Rabki 3 kompanii Zgrupowania, dowodzonej przez pochodzącego z Wileńszczyzny Antoniego Wąsowicza „Rocha”. To właśnie z tej grupy narodził się oddział nazywany początkowo po prostu „3 kompanią AK”, później zaś od maja 1947 r., czyli po objęciu dowództwa przez Józefa Świdra „Mściciela”, „Wiarusami” (rzadziej też pojawiała się nazwa ROAK – Ruch Oporu Armii Krajowej). Od tego momentu, aż do lipca 1949 r. możemy w zasadzie mówić o ciągłości tej grupy, pomimo licznych zmian zarówno na szczeblu dowódczym, jak i w samym składzie osobowym. Oddział „Rocha”, czyli pozostałości 3 kompanii zgrupowania „Ognia” był oddziałem, który kontynuując podziemną działalność postanowił także zastosować represje wobec ujawniających się „ogniowców”. Najbardziej znaną tego typu akcją był zamach na Bogusława Szokalskiego „Herkulesa”, byłego adiutanta „Ognia”, oraz na jego narzeczoną Albinę Zborowską „Baśkę”, do którego doszło 23 marca 1947 r. W jego wyniku Zborowska została zastrzelona, a Szokalski ciężko ranny. Powodem zamachu na te osoby był nie tylko fakt ich ujawnienia wobec władz, ale także przypuszczenia, że podjęli oni jeszcze za życia „Ognia” współpracę z UB1. Zaznaczyć należy, że podziemie funkcjonowało wówczas w bardzo trudnych warunkach, gdyż współpracujący dotychczas z partyzantami górale, czyli tzw. „terenówka bandy”, jak określali to funkcjonariusze UB, w dużej części także postanowili skorzystać z amnestii. Sytuacja w Gorcach była na tyle niesprzyjająca dalszej działalności, że dowodzący 3 kompanią Antoni Wąsowicz „Roch” razem z jeszcze dwoma innymi „ogniowcami” (Adamem Domalikiem i Edwardem Superganem) postanowił przerwać walkę i przez Czechosłowację i Austrię przedostać się na Zachód. Partyzanci zaopatrzeni w broń krótką i granaty 7 maja opuścili Polskę. Niestety, próba ta zakończyła się niepowodzeniem i aresztowaniem całej trójki na terenie Austrii 12 maja 1947 r. Antoni Wąsowicz i Adam Domalik zostali następnie przekazani władzom polskim i na mocy wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie skazani na karę śmierci, którą wykonano 24 lutego 1948 r. Supergan uratował życie, ale trafił na wiele lat do więzienia. W Gorcach pozostała zaledwie kilkuosobowa grupa partyzantów, na czele z Józefem Świdrem „Pucułą”, który po objęciu nad nią dowództwa zmienił swój pseudonim na „Mściciel”. Dwudziestoletni Świder, dotychczas szeregowy żołnierz 3 kompanii, okazał się być dobrym organizatorem – oddział oficjalnie już działający pod nazwą „Wiarusy” rozbudował do stanu kilkunastoosobowego, wzmocnił też sieć współpracowników i informatorów grupy. W obawie przed stale narastającymi represjami UB z powrotem w góry trafiali kolejni byli żołnierze „Ognia”. Głośnym echem odbiła się w tym czasie sprawa śmierci ujawnionego partyzanta Kazimierza Białońskiego „Rudego”, którego zastrzelono w jednej z zakopiańskich restauracji. Do lasu uciekano więc z jednej strony nie chcąc trafić do więzienia, a z drugiej w obawie o własne życie. „Wiarusy” pod dowództwem „Mściciela” działali aż do 18 lutego 1948 r., kiedy to Józef Świder zginął w potyczce z UB w Lubniu, a pochwycony wówczas Marian Kozłecki „Grzmot” poprowadził 20 lutego obławę na leśny obóz oddziału, którym była ziemianka położona między Harklową a Ochotnicą. Po tych wydarzeniach grupę scalił na nowo Tadeusz Dymel „Srebrny”, nie należący wcześniej do zgrupowania „Ognia”. Oddział liczył około 10 osób, nie posiadał stałej bazy, korzystając przede wszystkim z gościnności gorczańskich górali. W lipcu 1948 r. doszło do niejasnego do dzisiaj podziału w obrębie grupy. Według opinii oficerów UB miał on nastąpić na tle okupacyjnej przeszłości „Srebrnego”. Był on bowiem w 1947 r. oskarżony o to, że w czasie wojny współpracował z Gestapo (tajną niemiecką policją państwową) w Nowym Sączu. Nie został jednak osądzony, gdyż uciekł z rozprawy i wraz ze swoim szwagrem Edwardem Skórnógiem dołączył do dowodzonego przez „Mściciela” oddziału „Wiarusy”. Jak dotąd nie udało się w pełni ani potwierdzić, ani obalić tezy o współpracy Dymela z Niemcami2. Po podziale przy „Srebrnym” pozostali: Stanisław Ludzia „Dzielny”, „Harnaś” (ujawniony w 1947 r. były adiutant „Ognia”), Edward Skórnóg „Szatan” oraz Mieczysław Łysek „Grandziarz”. Odeszli natomiast bracia Samborscy – Kajetan „Lot”, „Teściowa” i Stanisław „Bratek”, „Duch”, Zbigniew Zarębski „Kanciarz” oraz Henryk Machała „Jaksa”, „Gryf”. Na czele grupy stanął „Teściowa”, a oddział przyjął nazwę „Zorza”. Nie działał jednak długo, gdyż już w październiku 1948 r. zawiesił akcje zbrojne, a broń ukrył u Józefa Kościelniaka w Rabce. Partyzanci wyposażeni tylko w pistolety i granaty udali się do Bielska, gdzie zamierzali przeczekać niesprzyjający walce w górach okres zimowy. Podczas podróży pociągiem zostali jednak zdemaskowani: na stacji w Wadowicach wywiązała się strzelanina, podczas której śmierć ponieśli dwaj cywile i milicjant. Zdarzenie to skłoniło Kajetana Samborskiego do zmiany planów. Podjął on mianowicie decyzje o przedostaniu się przez „zieloną granicę” do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Wyprawa miała miejsce w listopadzie 1948 r. i zakończyła się niepowodzeniem. Już na terenie Czechosłowacji „Teściowa” i „Kanciarz” zginęli zastrzeleni przez funkcjonariuszy tamtejszej bezpieki. Lekko ranny Stanisław Samborski „Bratek” został wydany władzom polskim i po śledztwie skazany na śmierć. Henryk Machała „Gryf”, który nie brał udziału w wyjeździe, powrócił w Gorce do „Wiarusów”, którymi po śmierci „Srebrnego” w październiku 1948 r. dowodził już Stanisław Ludzia „Harnaś”. W ten sposób połączona grupa, powiększona o Jana Jankowskiego „Groźnego”, Leona Zagatę „Złoma”, a później także Stanisława Janczego „Pruta”, działała aż do ostatecznego rozbicia w lipcu 1949 r. Rozbicie oddziału partyzanckiego „Wiarusy” nastręczało bezpiece bardzo wiele trudności. Akcje prowadzone nieprzerwanie od 1947 r. tylko okresowo wpływały na dezorganizacje działalności grupy, nie mogły jednak doprowadzić do jej zupełnego unieszkodliwienia. Oddział pomimo tego, że tracił swoich najbardziej doświadczonych żołnierzy, także dowódców (Józef Świder, Dymitr Zasulski, Tadeusz Dymel), istniał dalej i zdolny był do prowadzenia działań bojowych na terenie całego powiatu nowotarskiego. Znamiennym jest fakt, że największym sukcesem UB było rozbicie „Zorzy” w 1948 r., a więc akcja sprowokowana tak naprawdę przez samych partyzantów, którzy opuścili góry i próbowali przedostać się na Zachód. Od tego momentu wzmogły się także obławy i aresztowania na samym Podhalu, na co niemały wpływ miały zeznania członków „Zorzy”: Stanisława Samborskiego „Orlika” oraz Bronisławy Zarębskiej (Luschanek). Pomimo intensywnych poszukiwań nie udało się jednak wytropić ukrywających się w swoich „melinach” żołnierzy podziemia, nad którymi z początkiem 1949 r. dowództwo objął Stanisław Ludzia „Harnaś”. Pomimo niepowodzeń powstawały kolejne plany rozbicia „Wiarusów”. Początkowo dążono do ujęcia partyzantów poprzez system kontrolowanych przez agenturę i współpracowników UB „bezpiecznych kryjówek”. Nie doceniono jednak faktu, że oddział posiadał cały szereg zaufanych ludzi, którzy nie byli przez UB rozpracowani, a pełnili funkcję informatorów, zapewniając także partyzantom kwaterunek. Wiosną 1949 r. oddział wyszedł z ukrycia i wznowił działalność, przeprowadzając szereg akcji rekwizycyjnych oraz wymierzonych we współpracowników nowej władzy (m.in. zarekwirowano towary w spółdzielni w Nowej Białej 1 kwietnia 1949 r.). Skłoniło to funkcjonariuszy do opracowania nowego sposobu likwidacji grupy – tym razem przez wprowadzenie do niej agenta. Próba taka miała miejsce już rok wcześniej w maju 1948 r., kiedy to do „Wiarusów” dołączył Franciszek Mierwa „Łosoś” z Długopola, były partyzant ze zgrupowania „Ognia”, którego dwa miesiące wcześniej bezpieka skłoniła do współpracy. Przyjął on wówczas pseudonim „Wiśniewski”. Miał on za zadanie wejść w skład oddziału, zyskać zaufanie dowódcy, a następnie skłonić go do udania się w rejon Długopola, gdzie przygotowana była już przez UB zasadzka. Plan ten nie powiódł się, przede wszystkim dlatego, że Mierwa będąc w oddziale i przemieszczając się wraz z nim, nie miał dostatecznej możliwości informowania UB o ruchach grupy, nie był też w stanie skłonić „Srebrnego” do przejścia w rejon Długopola. Mimo to, dzięki jego staraniom udało się ustalić szereg współpracowników oddziału, a także aresztować jej nowego członka – Franciszka Szeligę. 14 lipca 1948 r. donosił on m.in. o przejściu „Wiarusów” przez Ochotnicę Dolną, później jednak utracił z partyzantami kontakt i powrócił do Długopola. Tam od 1949 r. ukrywał się zarówno przed „Wiarusami”, jak i przed UB. Władze zlokalizowały jego miejsce zamieszkania dopiero w 1951 r. Także latem 1948 r. do rozpracowania „Wiarusów” włączyła się Stefania Kruk, wspomniana już przeze mnie informatorka UB posługująca się już wówczas pseudonimem „S-21”, dzięki której udało się „bezpiece” osaczyć i rozbić sztab „Ognia” w lutym 1947 r. Partyzanci, zwłaszcza ci będący „w lesie” jeszcze w okresie okupacji niemieckiej, darzyli ją sporym zaufaniem. W sierpniu 1948 r. spotkała się ona z nimi dwukrotnie, uzyskując sporo informacji na temat bieżącej działalności oddziału, a także nastrojów panujących w grupie. W następnych miesiącach, pomimo wielu prób, nie udało jej się już z nimi skontaktować, na co wydatny wpływ miało zastrzelenie Tadeusza Dymla w październiku 1948 r. i czasowe zaprzestanie walki przez „Wiarusy” w okresie zimowym. Do ponownego nawiązania kontaktu doszło jednak w maju 1949 r., kiedy to „Harnaś”, nowy dowódca oddziału, za pośrednictwem Stefanii Kruk chciał związać się z jakąś większą podziemną organizacją, której „Wiarusy” mogłyby się podporządkować. W nocy z 15 na 16 czerwca 1949 r. doszło do spotkania agentki z partyzantami w Waksmundzie. Miało się ono okazać przełomowym i w konsekwencji doprowadzić do rozbicia grupy. Jak pisał na ten temat Tomasz Gołdyn3: […] oczekiwania, co do korzyści jakie członkowie oddziału zamierzali odnieść z kontaktu z istniejącym, zorganizowanym podziemiem jakie sformułowali [Stanisław] Ludzia i [Mieczysław] Łysek w rozmowie z agentką „S-21”, mówią wiele o ogólnej kondycji oddziału, prowadzącego przecież samodzielną walkę już od dwóch lat. Stanowili go ludzie młodzi, posiadający spory, niekiedy kilkuletni staż partyzancki, ale pozbawieni doświadczenia dowódczego jak i chyba ogólniejszego pomysłu na dalsze prowadzenie walki. Można nawet odnieść wrażenie, że oczekiwali oni przedstawienia im wizji dalszej działalności podziemnej wraz z określeniem miejsca zajmowanego przez nich w strukturze konspiracyjnej oraz konkretnych zadań do wskazania. Był to więc odpowiedni moment do tego, by przeprowadzić z „Wiarusami” zakrojoną na szeroką skalę grę operacyjną przy pomocy „S-21” oraz wprowadzonego do oddziału agenta. Miał nim być występujący pod pseudonimem „7” Marian Strużyński (vel Marian Reniak), żołnierz Armii Krajowej z okresu okupacji, następnie członek Zrzeszenia WiN, którego UB pozyskał do współpracy w czerwcu 1947 r4. Odgrywając rolę por. „Henryka” z organizacji ROAK (Ruch Oporu Armii Krajowej), miał on być przez agentkę „S-21” wprowadzony do oddziału, co ostatecznie nastąpiło 27 czerwca 1949 r. Wówczas to doszło do spotkania Strużyńskiego ze Stanisławem Ludzią, Mieczysławem Łyskiem i Edwardem Skórnógiem, podczas którego agent wręczył partyzantom egzemplarze wydawanych na zachodzie gazet – „Dziennika Polskiego” i „Dziennika Żołnierza” oraz „Orła Białego”, nakreślił też ogólne cele organizacji, z którą mieli związać się „Wiarusy”. Także na kolejnym, mającym miejsce kilka dni później spotkaniu, agent „7” udzielał partyzantom dalszych informacji o ROAK-u, uwrażliwiając ich jednocześnie na to, że istnieje możliwość przerzucenia pewnej grupy osób na Zachód, gdzie mogliby być przeszkoleni do dalszych zadań na terenie Polski. Równolegle do wydarzeń na Podhalu został w pierwszych dniach lipca zatwierdzony opracowany przez oficerów UB – mjr. Franciszka Szlachcica oraz mjr Stanisława Wałacha „Plan operacyjnych przedsięwzięć do sprawy agenturalnego rozpracowania na bandę Wiarusy”, który szczegółowo przedstawiał scenariusz likwidacji dowodzonego przez Ludzię oddziału. Do realizacji pierwszej części planu doszło 16 lipca 1949 r. Tego dnia niczego niespodziewający się Ludzia, Łysek i Skórnóg mieli być przewiezieni do angielskiej ambasady, co stanowiło w ich mniemaniu pierwszy etap przerzutu ich na Zachód. Jak pisał w swoim doniesieniu agent „7”. Zgodnie z poleconym mi zadaniem skontaktowałem się z „Harnasiem” na starych Wierchach w sobotę [o] godz. 11-tej. Przeczekaliśmy do zmroku poczem z całą grupą udaliśmy się na Obidowe pod Kościółek aby oczekiwać „sanitarnego auta ambasady angielskiej”. W miedzy czasie „Harnaś” dał mi rolkę filmu z bandy, oraz upoważnienie z „ROAK” dla siebie i rozkazy […]. Poza tym darowali mi ciupagę. Banda nie przejawiała specjalnych obaw. Przebywałem z resztą z nimi przez 12 godzin, więc rozpraszałem skutecznie wszelkie niepewności o powiadomianiu o cudach Zachodnich. O godz. 22-15 m. wsiedliśmy do podstawionego na Obidowej auta, gdzie inicjatywę przejął pracow. U.B. W specjalnie do tego celu przystosowanym samochodzie czekało już dwóch funkcjonariuszy UB ucharakteryzowanych na pracowników angielskiej ambasady. Nie udało się jednak skłonić „Wiarusów” do tego, by nie brali ze sobą broni. Każdy z trójki partyzantów miał przy sobie pistolet oraz granaty. Zawieziono ich do Krakowa, gdzie trafili na dziedziniec WUBP przy pl. Inwalidów. Tam pracownicy UB i żołnierze KBW zaczęli ich kolejno wyprowadzać z samochodu. Najpierw w bezpieczne miejsce zaprowadzono agenta „7”, później kierowca sanitarki zabrał ze sobą Stanisława Ludzię, którego umieścić miał w odpowiednio przygotowanym do tego celu pokoju. Pomylił się jednak i wprowadził go do pomieszczenia, w którym byli funkcjonariusze bezpieki, a na ścianach wisiały komunistyczne portrety. Wywiązała się krótka strzelanina, do której przyłączyli się przebywający jeszcze na dziedzińcu „Grandziarz” i „Szatan”. W jej wyniku Mieczysław Łysek „Grandziarz” został zabity, a ciężko raniony Edward Skórnóg zmarł tego samego dnia w szpitalu. Dowódca grupy, Stanisław Ludzia „Harnaś”, był jedynie niegroźnie postrzelony w nogę i po opatrzeniu trafił do aresztu UB. Akcja zakończyła się sukcesem, tym bardziej, że nie doszło do dekonspiracji Mariana Strużyńskiego, który mógł nadal jako por. „Henryk” prowadzić działania zmierzające do schwytania pozostałych na wolności czterech członków grupy. Jeszcze 16 lipca ustalono, że nastąpi to podczas spotkania z przebraną za partyzantów ROAK chroniących radiostację grupą funkcjonariuszy UB i żołnierzy KBW. Do realizacji tej części planu doszło 25 lipca 1949 r. na polanie Surówki koło Rabki. Warto zacytować „Raport z przeprowadzonej likwidacji reszty bandy «Wiarusy»” napisany przez Franciszka Szlachcica (podczas akcji występował jako mjr „Maciej”): Dnia 25. VII. 1949r. grupa pracowników tut. Urzędu i żołnierzy KBW w sile 16 osób ucharakteryzowanych za bandytów, oraz radiostacji w umówionym miejscu na Surówkach k. Rabki pow. Nowy Targ, spotkała się z bandą. D-ca grupy ps. „Maciej”, prac. WUBP odebrał raport od D-cy bandy „Groźnego” o stanie bandy i uzbrojeniu. Następnie polecił rozlokować się w mieszkaniach u miejscowych gospodarzy /współpracowników bandy/. W jednym mieszkaniu było 2-ch bandytów i 6-ciu pracowników UB i w drugim tak samo, reszta prac[owników]. UB i KBW stała na ochronie. Bandyci byli uzbrojeni 1 rkm, 2-wie PP-sze i jeden Bergman, oraz dwa pistolety i granaty. Na dany sygnał pracownicy UB rzucili się na bandytów i ręcznie obezwładnili, następnie zakuto [ich] w kajdany i doprowadzono do czekających samochodów. Bandytów ujęto bez najmniejszego użycia broni. Banda „Wiarusy” przestała istnieć. Pochwyconych w wyniku dwuetapowej akcji partyzantów poddano śledztwu, po którym stanęli przed sądem. Czterech z nich – Stanisław Ludzia, Jan Jankowski, Henryk Machała oraz Leon Zagata skazanych zostało na karę śmierci. Wyroki wykonano 12 stycznia 1950 r. Stanisław Janczy z uwagi na to, że przebywał w oddziale dopiero od czerwca 1949 r. został skazany „tylko” na 15 lat pozbawienia wolności. Więzienie opuścił 24 lipca 1957 r., niemal dokładnie 8 lat po aresztowaniu. Na podstawie zeznań partyzantów oraz materiałów zebranych przez agentów „7” i „S-21” aresztowano następnie kilkuset współpracowników oddziału z terenu całego Podhala. Rozbiciu uległa również utrzymująca kontakty z „Wiarusami” antykomunistyczna organizacja „Samoobrona Chłopska” z Bukowiny Tatrzańskiej.
Autor: Dawid Golik, IPN Kraków
Jako ilustracje artykułu wykorzystano – za zgodą autora – zdjęcia pochodzące z książki pt. „Z wiarą w zwycięstwo… Oddział partyzancki »Wiarusy« 1947-1949”.
Powyższy tekst opublikowano w poniedziałek, 3 maja 2010 roku na stronie internetowej podziemiezbrojne.blox.pl

DSC_0018 DSC_0001 DSC_0002 DSC_0003 DSC_0004 DSC_0005 DSC_0006 DSC_0007 DSC_0008 DSC_0009 DSC_0010 DSC_0011 DSC_0012 DSC_0013 DSC_0014 DSC_0016 DSC_0017

Jedna odpowiedź na 68 ROCZNICA LIKWIDACJI ODDZIAŁU PARTYZANCKIEGO „WIARUSY” NA POLANIE SURÓWKI

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *