O SKOMIELNIAŃSKIM BUDOWNICTWIE W „DZIENNIKU POLSKIM”
W sobotnim numerze „Dziennika Polskiego”, w dodatku „Myślenicki tygodnik” ukazała się artykuł Katarzyny Hołuj o tradycyjnym budownictwie w Skomielnej Białej sprzed wieku. Dziennikarka odwiedziła naszą wieś, obejrzała i sfotografowała najstarsze domy na rolach Kluskowej i Gackowej oraz przeprowadziła wywiady z mieszkańcami. Efekt jej pobytu to ciekawy artykuł zamieszczony w sobotnim numerze.
Te domy przetrwały ponad 120 lat, a nawet dwie wojenne zawieruchy
PASJE. Dziennikarz z zamiłowaniem do etnografii chce pokazać wyjątkowość Skomielnej Białej. Ocalić to, jak wieś wyglądała i jak się tu żyło.
W tym celu przygotowuje książkę poświęconą szerokiemu spectrum spraw związanych z kulturą ludową. – Chciałbym, aby był to swego rodzaju podręcznik o tym kim byliśmy, aby traktował o kulturze Skomielnej Białej – mówi Robert Miśkowiec, który wprawdzie przerwał studia na etnografii, ale nadal kultura ludowa pozostała jego pasją.
Jak przekonuje „ludowość” Skomielnej Białej jest wyjątkowa przez to, że wieś leży na styku kultur góralskich – Zagórzan, Podhalan i Kliszczaków. Takie położenie nie sprzyja odczuwaniu silnej tożsamości, ale to nie znaczy, że jej nie ma. – Najsilniejsze są u nas wpływy Zagórzan, ale w różnych okresach wyglądało to różnie. Na przykład w XX-leciu międzywojennym bardzo mocny był wpływ Podhala, który widoczny jest zresztą do dziś. Podobnie jak z wpływami Kliszczaków, do których zaliczają nas najczęściej etnografowie. To wszystko sprawia, że jesteśmy góralami, choć… trudno powiedzieć jakimi. Nie można nie wspomnieć o niewielkich, ale istniejących wpływach Krakowiaków. Są tego plusy i minusy. Mamy problem z tożsamością, ale z drugiej strony nasza kultura góralska jest unikalna. Skomielna to tygiel góralskich kultur – mówi Robert Miśkowiec.
W książce będzie też o tym, jak żyli dawniej mieszkańcy wsi, czyli o budownictwie. Tych najstarszych domów, które ocalały i nie zostały przebudowywane tak, że dziś nic już nie świadczy o ich wieku, zostało ledwie kilka.
– W niemal nienaruszonym stanie przetrwały do dziś trzy XIX-wieczne domy. To paradoks, że się zachowały, bo w pierwszych dniach II wojny światowej Niemcy spalili tu XVIII-wieczny drewniany kościół i jedną trzecią wsi. Co ciekawe, dwa z tych, które się zachowały są do dziś zamieszkiwane. Już samo to świadczy o wybitnym fachu tutejszych cieśli – mówi Robert Miśkowiec. Wspomina nazwiska najsłynniejszych ciesielskich rodów: Maciołów, Balów i Papierzów.
Najdawniejsze budowane były z okrągłych, okorowanych drzew. Najczęściej ze świerka lub jodły, bo tych drzew było tu pod dostatkiem. Potem zastąpiły je gładko obciosane płazy.
Układ pomieszczeń najczęściej wyglądał tak, że drzwi wejściowe prowadziły do sieni. Z niej wchodziło się do kuchni, za którą znajdowała się świetnica, czyli pokój w którym stał stół i łóżka (w co bogatszych domach obowiązkowo z ułożonymi w stos poduchami i pierzynami), a na ścianach wisiały obrazy (zwrócone pod kątem w kierunku podłogi). Właśnie świetnica była nieraz jedynym pomieszczeniem w domu, w którym była ułożona drewniana podłoga. W pozostałych często zadowalano się klepiskiem. Dawniej taki pokój używany był jedynie przy okazji świąt i wyjątkowych wydarzeń (stąd zresztą dawna nazwa „świetnica”).
Codzienne życie toczyło się w pierwszej z izb, czyli w kuchni nazywanej też „piekarnią”, bo jej nieodzownym elementem był gliniany piec, który oprócz tego, że miał palenisko na którym przyrządzało się posiłki, to służył też jako miejsce do spania.
Obowiązkowo była jeszcze komora, która pełniła funkcje spiżarni oraz piwniczka z półokrągłym kamiennym sklepieniem, pełniąca funkcję lodówki.
Taki układ powtarzał się w wielu domach, choć czasem komora znajdowała się za świetnicą (z osobnym wejściem, od zewnątrz), a czasem wejście do niej prowadziło z sieni i znajdowało się naprzeciw wejścia do kuchni. Charakterystyczne było jeszcze to, że wzdłuż frontowej ściany budowano tzw. pogródkę, czyli kamienny chodnik.
Najstarszemu z domów, które przetrwały do dziś w Skomielnej Białej stuknęło właśnie… 130 lat.
Na sostrągu, czyli drewnianej belce która biegnie pod powałą, widoczna jest wyryta przez cieśli data 1884 rok.
Pani Anna Żur, która na początku lat 80-tych kupiła ten dom i wprowadziła się tu z rodziną, mówi, że ani przez myśl im nie przyszło pozbywać się sostrągu. Aby wstawić meblościankę, która jest nieco wyższa niż wysokość od podłogi do belki, wycięto jedynie nieduży fragment drewna i wsunięto mebel. Nie była też za tym aby wymieniać okna, co prawda niezbyt wygodne do mycia, bo podwójne, ale mające swój urok i zalety. Ustąpiła jednak bliskim, którzy uznali, że nowe będą ładniejsze. Jak wspomina, przy tej okazji potwierdziło się jak zdrowy jest budulec, czyli drewno, bo przy wycinaniu starych okien mechaniczna piła została dosłownie „zajeżdżona”.
Tylko 6 lat młodszy jest dom Katarzyny Gacek. Widać jak przycinano końce bali, aby łączyły się ze sobą i żeby konstrukcja była mocna i trwała. Pomiędzy balami widać mech, a na nim cienką warstwę gipsu pomalowanego „siwką”. Ten charakterystyczny niebieski kolor miał walory estetyczne, ale od starszych mieszkańców można też usłyszeć, że odstraszał korniki i inne szkodniki.
Gdyby nie blaszany dach (zastąpił stary z gontu) i częściowo wymienione okna, dom może śmiało służyć jako przykład tego jak się kiedyś budowało.
Siostrzenica pani Katarzyny, Barbara Kuczaj, która się w tym domu urodziła, wspomina, że nawet biurko jej dziadka, który przez trzy kadencje pełnił funkcję sołtysa wsi stało w kuchni i tam przyjmował mieszkańców przychodzących do niego z różnymi sprawami.
Katarzyna Hołuj
Dodaj komentarz